Spór o wizerunek agenta mylnie wydawałby mi się zadawniony i przebrzmiały, gdybym w dniu publikacji wyroku nie uzyskał informacji, że w „Głosie Wągrowieckim” – zapewne większości czytelników Dziennika nieznanym, ale, jak się domyślam, w Wągrowcu zapewne poczytnym – ukazał się artykuł o chłopcu potrąconym na przejściu dla pieszych. Historia jakich wiele w lokalnej prasie, ta akurat z przedstawicielem kancelarii w tle. W historii tej nie poruszyło minie, że „Głos Wągrowiecki” niemożność przypisania winy małoletniemu wywodzi z art. 12 k.c. – w końcu to „Głos Wągrowiecki” a nie Dziennik Ustaw, nie poruszyło mnie, że każdy, kto poczułby się ofiarą hieny, może uzyskać od redakcji kontakt do „renomowanej kancelarii prawnej”. Poruszył mnie wizerunek kancelarii odszkodowawczych budowany wśród mieszkańców Wągrowca:
„Tacy pośrednicy w branży ubezpieczeniowej są nazywani hienami ubezpieczeniowymi. W praktyce bowiem nie robią nic. Zabierają tylko poszkodowanym trzecią część odszkodowania. Pośrednik pomaga jedynie sporządzić zgłoszenie szkody. Jednak do prawidłowego wypełnienia formularza nie jest potrzebny żaden pośrednik. Pracownicy działów odszkodowań wszystkich firm ubezpieczeniowych są obowiązani pomóc poszkodowanym w odpowiednim zgłoszeniu szkody. Potem hieny ubezpieczeniowe dowiadują się tylko co jakiś czas, jak przebiega postępowanie odszkodowawcze i przekazują te informacje swoim klientom. Gdy zakład ubezpieczeń naliczy już odszkodowanie, hieny zabierają swoją pokaźną część pieniędzy i… na tym kończy się ich rola.” Gdy taka hiena wyciąga rękę, aż się prosi, aby jej sparafrazować tekst zapomnianej już dawno reklamy i powiedzieć: „Dzień dobry, Panie Hieno, tu jest Pańska prowizja, którą zaoszczędziłem dzięki temu, że sam zgłosiłem szkodę” i do wyciągniętej dłoni dodać: „Tu kokoszka ważyła”