Komentarz do: Włoscy ekonomiści nie zrozumieją polskich ubezpieczeń*, Bartłomiej Krupa, Dziennik Ubezpieczeniowy, 15.05.2012

Nie można odmówić kunsztu PR-owego dyrektorowi Biura Komunikacji grupy Ergo Hestia Panu Maciejowi Kuźmiczowi. Jego wypowiedź była intrygująca, czytając ją utożsamiałem się z rozterkami autora, a nawet zgadzałem się z jego poglądami. Jak kłócić się z poglądem, że ubezpieczyciele „udają, że wypłacają adekwatne odszkodowania zgodnie z obietnicą, a kancelarie odszkodowawcze z radością korzystają z tego stanu rzeczy”. Mocna teza, a jak Pan Kuźmicz słusznie na początku zauważa – w obecnym natłoku informacji tylko takie mają szansę poruszyć i skłonić do refleksji. Nie wiem jednak czy dobrze odczytuję kto jest winien niezdrowemu stanowi rzeczy. Myślę, że nie Rzecznik Ubezpieczonych, który klientów „utwierdza w przeświadczeniu, że w razie wypadku należy im się samochód zastępczy, oryginalne części zamienne, wysokie zadośćuczynienie”. Rzecznik nawet w sprawie, w której ma pełne przekonanie do słuszności tez skarżącego nie może wpłynąć władczo na ubezpieczyciela. Rzecznik zapytał – Sąd Najwyższy odpowiedział. Ani to wina Rzecznika, że pyta – taki jego obowiązek, ani to wina Sądu, że odpowiada – jest od orzekania.  Zgadzam się z tezą, że zyskają kancelarie, choć skoro działają według modelu succes fee to ich zyski są pokłosiem zysków ich klientów. Jeżeli wieloletnia wykrwawiająca wojna cenowa ubezpieczycieli zakończyłaby się nagle drastyczną i skokową zmianą stawek, myślę, że oczywiste byłoby jednak wskazywanie,  iż to kancelarie zgotowały kierowcom ten los. Symptomatyczny dla tego typu zapatrywań był komunikat PIU w sprawie ubezpieczeń szpitalnych. Można z niego wyciągnąć następujący wniosek: jeżeli będzie łatwiej uzyskać odszkodowanie za błąd medyczny to świadczenia wypłacane z tego tytułu wzrosną. Pacjenci – jeżeli szpitale zbankrutują możecie mieć pretensje tylko do siebie, trzeba się było nie leczyć, a jeżeli już doszło do błędu, to trzeba było nie zgłaszać roszczeń, bo za jakiś czas może nie być ani u kogo się leczyć, ani do kogo zgłaszać roszczeń. I dla kancelarii to wizja iście katastroficzna, która przynajmniej w komunikacji się nie ziści – w razie upadłości pozostaje UFG.

Wracając jednak do wypowiedzi Pana dyrektora Kuźmicza – jakkolwiek zyskają kancelarie proszę nie utożsamiać zysku z zawinieniem. Jeżeli ubezpieczyciel po procesie obok znacznie wyższej kwoty świadczenia wypłaca obliczane od zasądzonej nadwyżki koszty zastępstwa procesowego oraz nie mniejsze koszty odsetek to potwierdza się powiedzenie, że skąpy traci dwa razy.

czytaj całość w Dzienniku Ubezpieczeniowym