Kto i po co?, Bartłomiej Krupa, „Miesięcznik Ubezpieczeniowy”, nr 7/8, lipiec/sierpień 2016 r.

Kancelarie odszkodowawcze w historii swojego rozkwitu na przestrzeni ostatnich 10 lat były zagadnieniem ekonomicznym, niekiedy o zabarwieniu sensacyjnym, ale nigdy nie politycznym. Nie oznacza to, że umniejszam znaczenie jednej interpelacji poselskiej, czy — w szczególności — prac Rady Rozwoju Rynku Finansowego przy Ministrze Finansów. Wątki te dostrzegam, niemniej jednak traktuję je bardziej jako merytoryczno-eksperckie. Tymczasem w ostatnich tygodniach pojęcie „kancelarie odszkodowawcze” pojawiło się na ustach polityków z pierwszych stron gazet, co może oznaczać, że urodziła się tzw. wola polityczna regulacji. Jak wiadomo, wola polityczna jest zasadniczą siłą napędową legislacji, ale jej istnienie nie odbiera prawa do formułowania pytania o pojęcie zasadnicze, jakim jest ratio legis.

KONSUMERYZM

Mówi się dość popularnie w świecie ubezpieczeń, że dożyliśmy czasów konsumeryzmu, przy czym z kontekstu wypowiedzi, w których to pojęcie się pojawia, można wnioskować, że stan ten jest oceniany negatywnie, jako nadmierne ingerowanie regulatora w relacje pomiędzy przedsiębiorcą a konsumentem, powodujące przesadną uniformizację produktów czy tamujące swobodę działalności gospodarczej. Zewnętrzny obserwator niecodziennego związku pomiędzy kancelariami a ubezpieczycielami mógłby stwierdzić, że wszyscy najchętniej bronią konsumentów przed zakusami tych drugich. Rzeczywiście sam jestem gorącym orędownikiem budzącej emocje tezy, że osoba poszkodowana, występująca z roszczeniami do ubezpieczyciela OC, dokonuje z przedsiębiorcą czynności prawnej niedotyczącej swojej działalności gospodarczej, a więc jest konsumentem. Teza ta, jak się wydaje, wywołuje takie emocje nie ze względu na niuanse prawne, które interesują głównie prawników, a raczej ze względu na skutki — wejście całego obszaru w kompetencje kontrolne prezesa U0KiK.

W odróżnieniu od rozstrzygnięć Sądu Najwyższego, będących głównie pochodną wniosków Rzecznika Ubezpieczonych (obecnie Finansowego), decyzje Prezesa UOKiK nie wpływają na rynek jak fala podmywająca plażę, lecz jak tsunami. Obserwując zatem temperaturę dyskusji wokół konsumenckości poszkodowanego, można przyjąć, że najdalej idącą ochronę konsumenta zapewnia właśnie UOKiK. Każdy więc, komu leży na sercu interes konsumenta usług kancelarii odszkodowawczych, powinien w pierwszej kolejności zainteresować ich działalnością organ powołany do ochrony konsumentów. Tak też zrobiła Polska Izba Doradców i Pośredników Odszkodowawczych 13 grudnia 2012 r., wystosowując do Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów 17 zawiadomień o podejrzeniu stosowania niedozwolonych postanowień umownych przez podmioty świadczące usługi doradztwa odszkodowawczego. Działanie PIDiPO było wynikiem dokonania przez Izbę kontroli blisko pięćdziesięciu wzorców pod kątem zgodności z prawem zapisów dotyczących ceny. Zgodnie z wówczas obowiązującą ustawą o cenach (obecnie ustawa o informowaniu o cenach towarów i usług) ta ostatnia miała zawierać wszystkie składniki, w tym podatki i umożliwiać łatwe ustalenie jej wysokości. Ktoś mógłby powiedzieć, i słusznie, że izba gospodarcza działa na rzecz zrzeszonych w niej przedsiębiorców, a nie konsumentów. Konkurowanie na transparentnych zasadach rzeczywiście sprzyja rzetelnym przedsiębiorcom, a ochrona konsumentów pojawia się tu jako swego rodzaju wartość dodana. W taki sam sposób postrzegam zaangażowanie Polskiej Izby Ubezpieczeń w proces regulacji kancelarii odszkodowawczych – regulacja miałaby zapewne realizować interesy zrzeszonych przedsiębiorców, a dobro konsumentów mogłoby być wartością dodaną. Podobny pęd do regulowania kancelarii odszkodowawczych wykazała warszawska Okręgowa Rada Adwokacka, organizując 21 czerwca 2016 r. konferencję zatytułowaną „Odszkodowania.  Stan obecny i perspektywy”. Temat nie w pełni pokrywał się z przedmiotem wystąpień prelegentów, bo te dotyczyły kancelarii, ale brak ten uzupełniono w tytule notatki z wydarzenia na stronie warszawskiej adwokatury, uzupełniając go o drugą część: „Walka o rynek wart 1,5 mld rocznie”. To istotne doprecyzowanie zdaje się oddawać istotę sporu. Zresztą spór to dość specyficzny, bo tylko jedna strona się spiera. Gdy adwokaci bronią się przed naporem doradców prawnych, powstaje rzeczywiście rozbieżność co do tego, czy pewne czynności, wymagające uprawnień zawodowych, mogą wykonywać ci, którzy ich nie mają, i czy skutki ich nieposiadania nie wpływają na jakość tych czynności. Notabene historia zna przykłady, kiedy spór umierał w sposób naturalny, na skutek nabycia owych uprawnień.

KLIENT KANCELARII

W przypadku kancelarii odszkodowawczych jest zgoła odmiennie. Po pierwsze, nie wykonują tych samych czynności co adwokaci. Kancelariom najbliżej jest do wycinka czynności brokerskich na etapie wykonania umowy, choć mam teraz przed oczami znamienite postaci ze świata brokerskiego, które wzdrygają się na te słowa, ale… Tak adwokaci, jak i brokerzy dokonują w imieniu klienta czynności prawnych, co robią też kancelarie odszkodowawcze, przy czym nie jako dominującą czynność, lecz wycinek swojej pracy. Zanim wykonają jakąkolwiek czynność prawną, muszą wykonać cały szereg czynności faktycznych. Pierwszą z nich jest znalezienie klienta. To klient indywidualny, którym broker nie był nigdy szczególnie zainteresowany, i klient, który nie był szczególnie zainteresowany tym, aby znaleźć adwokata. To klient, któremu najpierw trzeba uświadomić, że jest klientem. Przez długi czas zarzucano, że uświadamianie to ma miejsce głównie podczas nachalnej i przedwczesnej akwizycji, ale gros roszczeń zgłoszonych do ubezpieczycieli i UFG w ostatnich miesiącach dotyczy zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym sprzed 2008 r., co więcej – wypłaty z tego tytułu stanowią lwią cześć bieżących wypłat (wnikliwi/poirytowani dodadzą – finansowanych z bieżących składek). W tej sytuacji trudno mówić o przedwczesności akwizycji. W przyszłym roku, pomimo aż 20-letniego terminu przedawnienia, zaczną przedawniać się pierwsze szkody, a więc to ostatni dzwonek na akwizycję.

Kiedy już kancelaria poszkodowanego tudzież uprawnionego zaakwiruje, przed przystąpieniem do czynności prawnych musi zrobić to, co też bywa jej zarzucane jako jej jedyna czynność – wysłać kilka listów. Kilka do placówek medycznych, kilka do organów ścigania, kilka do pracodawcy czy innych podmiotów. Dobre przygotowanie materiału dowodowego to znaczna część pracy kancelarii. Jak już się ten materiał zbierze, to kolejną czynnością, bynajmniej nie prawniczą, jest sprecyzowanie roszczeń. Każdy, kto skończył edukację prawniczą, może ocenić, w jakim stopniu pomaga ona w zapoznaniu się ze zrozumieniem z dokumentacją medyczną, krytycznej analizie kosztorysu naprawy pojazdu czy wyliczeniu renty. Oczywiście można przyjąć, że są to czynności, którymi, jako wymagającymi wiedzy specjalnej, zajmie się na etapie postępowania sądowego powołany przez sąd biegły, ale istotne jest m.in. to, aby pomoc do poszkodowanego mogła trafić w części bezspornej jeszcze przed wytoczeniem powództwa.

Z tego konglomeratu uzasadnień regulacji kancelarii odszkodowawczych wyłania się obraz niczym rozdarta sosna. Ubezpieczyciele chcą uregulować, aby nie płacić, a adwokaci, aby płacić za ich pośrednictwem Jeżeli bliżej racji są ubezpieczyciele – biada adwokatom, jeżeli adwokaci – biada ubezpieczycielom (nawet jeżeli na horyzoncie widać już zmierzch podwojonych stawek minimalnych za koszty zastępstwa procesowego). Tymczasem chyba niewielu jest takich, którzy bar- dziej niż kancelarie odszkodowawcze poprawiły rynek ubezpieczeniowy i  powiększyły rynek dla adwokatów, przy czym dla tych pierwszych było to niewątpliwie nie mniej kosztowne niż przychodowe dla tych drugich.

KNF

Jeżeli jednak rzeczywiście przyjąć, że głównym wątkiem dyskusji o kancelariach odszkodowawczych jest zabezpieczenie interesów ich klientów, to w tym zakresie zasługi należy przypisać KNF, która rekomendacjami dotyczącymi zadośćuczynień wyeliminowała ryzyko działania kancelarii wbrew interesom klienta. Skoro ubezpieczyciele będą musieli całą korespondencję otrzymywaną przez pełnomocnika kierować również do mocodawcy, nie istnieje ryzyko, że będzie on działał wbrew jego woli, gdyż ten zawsze będzie mógł zareagować, w szczególności po przesłaniu projektu ugody. Mało tego, jeżeli pełnomocnik nie doszacuje roszczeń, ubezpieczyciel będzie mógł mu zagrać na nosie i wypłacić więcej, robiąc przy tym pełnomocnikowi wytyk, który będzie stanowił dobry asumpt do wypowiedzenia umowy. W kontekście tak prokonsumenckiej polityki nadzoru, który niewątpliwie zrobił nawet odrobinę więcej niż dyktowała potrzeba zapewnienia wypłacalności i stabilności rynku finansowego, pewne zdziwienie może jednak budzić niedopuszczenie reprezentacji doradców odszkodowawczych do prac grupy roboczej przygotowującej tabelaryzację. Nie budzi chyba niczyich wątpliwości, że to kancelarie odszkodowawcze sformułowały większość roszczeń zaspo- kojonych bądź nie przez zakłady ubezpieczeń i że to ich klientami byli ci, na rzecz których owe świadczenia wypłacono. Oczywiście jeżeli tabelaryzacja miałaby dotyczyć wyłącznie płatności przez zakłady ubezpieczeń, można by zrozumieć z ich strony, że o ich gospodarce finansowej nie powinni decydować oponenci, dla których przychodami są ich koszty. Mam podobne odczucia, kiedy o organizacji doradców wypowiadają się ubezpieczyciele. W tym układzie pozostaje zawierzyć nadzorowi, że głównym kierunkiem tabelaryzacji nie będzie zapewnienie wyłącznie wypłacalności ubezpieczycieli.