Dziesięciolecie funkcjonowania instytucji zadośćuczynienia z § 4 art. 446 k.c. przypadło na czas, gdy bardzo świeże są doświadczenia z kulminacji wojny cenowej na rynku ubezpieczeniowym. I to właśnie ta instytucja, a nie ubezpieczyciele, może być jej główną ofiarą. W tym kontekście wymowne jest jedno z ostatnich uzasadnień wyroku Sądu Najwyższego na kanwie zadośćuczynień za stany wegetatywne, w którym Sąd nie pozostawił złudzeń ubezpieczycielom, że ich brak przewidywań może być uzasadnieniem dla odmowy ochrony dóbr osobistych jasno wpisujących się w tendencję orzeczniczą panującą od lat.
Sięgając pamięcią do lat poprzedzających wejście w życie § 4 art. 446 k.c., należy przypomnieć, że najpowszechniejszym roszczeniem formułowanym przez osoby uprawnione po śmierci poszkodowanego było odszkodowanie za znaczne pogorszenie sytuacji życiowej. Pomimo na pozór jego majątkowego charakteru, zakłady ubezpieczeń i sądy uwzględniały w nim czynniki o charakterze niewymiernym, jak utrata pomocy, a nawet ból, poczucie osamotnienia i krzywdy po śmierci osoby bliskiej, jeśli wpłynęły chociażby na osłabienie aktywności życiowej i motywacji do przezwyciężania trudności dnia codziennego, czy w szczególności zabiegania o poprawę swojej sytuacji majątkowej (tak np. w wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 10.06.2008 r., sygn. akt VI ACa 686/07).
Zadośćuczynienia: reaktywacja
W tym samym czasie pojawiały się także próby dochodzenia roszczeń za szkodę niemajątkową na podstawie art. 448 k.c. w związku z naruszeniem dóbr osobistych spowodowanych śmiercią osoby bliskiej, jednak ze względu na dość konserwatywne stanowisko samych ubezpieczycieli i konieczność prowadzenia żmudnego, trwającego często latami procesu sądowego, poszkodowani niechętnie decydowali się na ich egzekwowanie.
Na problem ten zwrócił uwagę Rzecznik Praw Obywatelskich, który w wystąpieniu z dnia 17 października 2006 r. skierowanym do Ministra Sprawiedliwości wniósł o zwiększenie ochrony ofiar wypadków komunikacyjnych poprzez zamieszczenie w Kodeksie cywilnym przepisu o zadośćuczynieniu pieniężnym za krzywdę z powodu śmierci osoby najbliższej. Nie wydaje się, aby można było mówić w kontekście tego wniosku o jakiejś przesadnej tendencji do obciążania ubezpieczycieli, a zgodnie z ich oczywistą retoryką – wszystkich kierowców, skutkami roszczeniowej postawy rodzin ofiar wypadków. Po pierwsze bowiem, nie wprowadzono do polskiego prawa cywilnego nowej instytucji, a reaktywowano konstrukcję znaną już przedwojennemu Kodeksowi zobowiązań, po drugie zaś możliwe stało się uzyskanie rekompensaty zgodnej z powszechnym poczuciem sprawiedliwości, bez wikłania się w konstrukcje dowodowe oparte na utracie przyszłych – trudno wymiernych korzyści, tym samym bezprzedmiotowe stały się bezpardonowe argumenty, które zdarzały się w stanowiskach ubezpieczycieli, jak choćby wskazywanie, że śmierć małoletniego dziecka w praktyce oznacza nie szkodę majątkową, a zmniejszenie kosztów utrzymania rodziny.
|
I tak źle, i tak niedobrze
Wprowadzenie nowelizacji Kodeksu cywilnego z jednej strony spowodowało poprawę spójności systemu prawnego poprzez równoległe istnienie dwóch uzupełniających się roszczeń, ale z drugiej, zwłaszcza w pierwszym roku jej stosowania, rodziło sporo wątpliwości interpretacyjnych i to nie tylko co do kręgu osób uprawnionych – co pozostaje przedmiotem dyskusji do dnia dzisiejszego, ale w szczególności co do kwestii dowodowych w zakresie wykazania, że u osób występujących z roszczeniami doszło do krzywdy uzasadniającej przyznanie zadośćuczynienia. Notabene, albo przewrotnością, albo brakiem znajomości uwarunkowań społecznych wykazywali się na niektórych konferencjach prominentni przedstawiciele środowiska ubezpieczeniowego, pokpiwając z roszczeń składanych przez dwudziestu kilku uprawnionych po śmierci jednej osoby, gdyż model wspólnego wielopokoleniowego zamieszkiwania i gospodarowania rodzin romskich powodował, że zasadność takich roszczeń była w praktyce uznawana i to nie tylko w procesach sądowych.
Ówcześnie częstą praktyką ze strony zakładów ubezpieczeń było oczekiwanie udokumentowania wystąpienia u osoby roszczącej rozstroju zdrowia psychicznego, zaś w przypadku jego braku – przyjęcie, że niepatologicznie przebiegający proces żałoby jest zjawiskiem naturalnym, a co za tym idzie, nie występuje w jego przypadku takie natężenie krzywdy, które warunkowałoby powstanie odpowiedzialności odszkodowawczej (por. Zadośćuczynienie pod lupą, Bartłomiej Krupa, Albert Demidowski, Miesięcznik Ubezpieczeniowy, nr 4/2010). Praktyka ta, sygnalizowana ówczesnemu Rzecznikowi Ubezpieczonych przez doradców odszkodowawczych, spotkała się, z racji braku podstaw prawnych, z jego krytyką i ustała, zaś w późniejszym okresie podjęcie leczenia psychiatrycznego zaczęło być przyjmowane jako czynnik, który może warunkować wysokość wypłat, lecz nie występowanie szkody jako takiej.
Medialne zadośćuczynienia i ostra krytyka
Nie bez znaczenia dla rozwoju omawianej instytucji było wydarzenie, które spowodowało, że „zadośćuczynienie za śmierć” stało się instytucją szeroko komentowaną w mediach, a mianowicie ugody zawarte w imieniu Skarbu Państwa przez Prokuratorię Generalną z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej. Tzw. kwoty smoleńskie – 250 tys. zł – stały się przedmiotem licznych kontrowersji i świadczenia przyznawane rodzinom ofiar wypadków komunikacyjnych istotnie od nich odbiegały, ale na pewno nie pozostały bez wpływu na społeczną percepcję zadośćuczynień. W tym samym okresie coraz głośniej wybrzmiewał głos tych osób, które utraciły bliskich przed wejściem w życie wspomnianej nowelizacji, co stawiało je w gorszej sytuacji prawnej. Równolegle można było w tym czasie usłyszeć o roszczeniach kierowanych do Skarbu Państwa na podstawie art. 448 k.c. przez bliskich ofiar, które zginęły w katastrofie rządowego samolotu Casa. Kolejne próby uregulowania tej kwestii były realizowane orzeczeniami Sądu Najwyższego potwierdzającymi prawo bliskich poszkodowanych do zadośćuczynienia, jednak i to nie spowodowało finalnie uznania tych roszczeń przez zakłady ubezpieczeń.
|
Do przesilenia doszło w 2013 r., kiedy to zarówno na łamach prasy branżowej, jak i w mediach powszechnych problem podejścia ubezpieczycieli stał się przedmiotem ostrej krytyki tak ze strony środowiska odszkodowawczego, jak i ówczesnego Rzecznika Ubezpieczonych. Stało się jasne, że praktyka zakładów ubezpieczeń była całkowicie oderwana od sądowej wykładni uregulowań prawnych i wynikała wyłącznie ze skali zobowiązań, z jaką musieli się wówczas zmierzyć, i to w okresie apogeum gry o udziały w rynku, która przybrała skalę wyniszczającej wojny cenowej. Działania doradców odszkodowawczych w tym czasie rozwinęły się na masową skalę, co przełożyło się na niespotykane dotąd liczby skarg zarówno do Rzecznika Ubezpieczonych, jak i Prezesa UOKiK. Dnia 2 stycznia 2014 r. Rzecznik Ubezpieczonych wystąpił do Sądu Najwyższego z wnioskiem o rozstrzygniecie kwestii zadośćuczynienia z art. 448 k.c. przy szkodach sprzed 3 sierpnia 2008 r., a ten ostatni, w dniu 27 czerwca 2014 r. w składzie siedmiu sędziów wydał postanowienie (sygn. akt III CZP 2/14) o odmowie podjęcia uchwały. W praktyce oznaczało to brak wątpliwości związanych z tym zagadnieniem. W kolejnych latach, poszkodowani, przy wsparciu doradców odszkodowawczych, dochodzili roszczeń związanych z naruszeniem dobra osobistego po śmierci osoby bliskiej w skumulowanej czasem oczekiwania na rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego liczby spraw, obejmujących zdarzenia, które miały miejsce po 28 grudnia 1996 r., kiedy to do Kodeksu cywilnego wprowadzono możliwość uzyskania zadośćuczynienia przez osobę uprawnioną, zastępując w ten sposób dotychczasowy zapis o odpowiedniej sumie pieniężnej na rzecz Polskiego Czerwonego Krzyża.
Standaryzacja, czyli jak nie wylać dziecka z kąpielą
Po okresie wzmożonej aktywności w obszarze dochodzenia roszczeń wynikających z zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych, obecnie można zaobserwować stabilizację wynikającą z realizacji znacznej części skumulowanego portfela spraw w latach poprzednich. Doświadczenia minionego pięciolecia, kiedy do sądów kierowano sporą liczbę pozwów o zapłatę, pozwoliły na wypracowanie ugruntowanego orzecznictwa, a dzięki temu wysokość zadośćuczynień dla poszczególnych grup uprawnionych jest obecnie możliwa do oszacowania przez uczestników rynku. Tym samym należy uznać za element proregulacyjnej retoryki tezy o braku przewidywalności zadośćuczynień, które w toku prac w ramach zespołów zadaniowych przy Forum Zadośćuczynień KNF, padały ze strony zakładów ubezpieczeń. Podobnie jak próby ustalania kwot tych świadczeń na podstawie zbiorczych danych obejmujących nie tylko kwoty zasądzane przez sądy, ale także wysokości ugód pozasądowych zawieranych przez zakłady ubezpieczeń. Taką próbę na zakończenie prac zespołu zadaniowego podjęła Polska Izba Ubezpieczeń. Finalnie, Komisja Nadzoru Finansowego przyjęła w swoim raporcie końcowym wartości średnich wypłat dla poszczególnych grup uprawnionych wynikające m.in. z tych ugód, które, jak łatwo się domyślić, wpłynęły na obniżenie rekomendowanej wysokości świadczenia.
|
Trwające obecnie próby standaryzacji zadośćuczynień idą w parze z pracami nad nową instytucją w postaci „powetowania”, które miałoby zastąpić dotychczasowe zadośćuczynienie należne bliskim ofiar wypadków komunikacyjnych. To oczywiście dla samego legislatora oznacza brak problemów związanych z dotychczasowym kilkudziesięcioletnim dorobkiem orzeczniczym instytucji zadośćuczynienia i możliwość zamknięcia spodziewanych wypłat w określone ramy, z ograniczeniem prawa do sądu wyłącznie do zagadnień czysto formalnych. Z drugiej strony, wprowadzenie tej instytucji zupełnie odmieniłoby postrzeganie dóbr osobistych i wprowadziłoby wyraźną dysproporcję w polskim systemie prawnym. Podczas gdy w związku z rozwojem otaczającej nas rzeczywistości nowe dobra osobiste, jak chociażby prawo do ochrony danych osobowych, tajemnica korespondencji, reputacja w social media czy prawo do niezakłóconego urlopu, zyskują na znaczeniu, po wprowadzeniu tabeli ustalającej maksymalne kwoty „powetowania”, deprecjacji ulegnie najistotniejsze z nich w postaci prawa do życia w rodzinie.
Dążenie do uregulowania zadośćuczynień za śmierć osoby bliskiej dziwi tym bardziej, że obecnie mamy do czynienia ze stabilizacją zarówno w zakresie liczby wypadków komunikacyjnych, jak i ofiar śmiertelnych, które od lat utrzymują się na podobnym poziomie. Historyczne portfele skumulowane w wyniku oczekiwania na rozstrzygnięcie prawa do zadośćuczynienia przez Sąd Najwyższy w większości zakończyły się już prawomocnymi wyrokami, wobec czego trudno oczekiwać, że liczba takich spraw będzie się utrzymywała na dotychczasowym poziomie. Być może dlatego wśród tych propozycji pojawiają się postulaty, które można odczytywać jako dążenie do retroakcji prawa, tj. wyłączenia czy modyfikacji możliwości dochodzenia roszczeń już istniejących i nieprzedawnionych.
Kto będzie ofiarą
Dziesięciolecie funkcjonowania instytucji zadośćuczynienia z § 4 art. 446 k.c. przypadło na czas, gdy bardzo świeże są doświadczenia z kulminacji wojny cenowej na rynku ubezpieczeniowym. I to właśnie ta instytucja, a nie ubezpieczyciele, może być jej główną ofiarą. W tym kontekście wymowne jest jedno z ostatnich uzasadnień wyroku Sądu Najwyższego na kanwie zadośćuczynień za stany wegetatywne, w którym Sąd nie pozostawił złudzeń ubezpieczycielom, że ich brak przewidywań może być uzasadnieniem dla odmowy ochrony dóbr osobistych jasno wpisujących się w tendencję orzeczniczą panującą od lat.
Na koniec trzeba sobie zadać pytanie – w jakim stopniu rozwiązania forsowane przez zakłady ubezpieczeń przyczynią się do polepszenia sytuacji osób uprawnionych, jaki to będzie miało wpływ na już wątpliwe zaufanie społeczne do zakładów ubezpieczeń i jaka jest rzeczywista przyczyna podjęcia prac w tym obszarze, bo przecież nie jest nią ani rosnąco lawinowo liczba ofiar, ani zwiększona liczba roszczeń z tego tytułu, ani też brak przewidywalności, wszak wyroki sądów powszechnych dostępne są jednym kliknięciem myszy. Wydaje się, że dopiero odpowiedź na to pytanie mogłaby otworzyć właściwą dyskusję nad problemem zadośćuczynień i niewykluczone, że wnioski byłby w tym przypadku zupełnie inne.