Plama zakodowana przez Fundusz na szóstkę, Bartłomiej Krupa, Dziennik Ubezpieczeniowy 24.09.2012

Jak wiele  środowisk, tak i środowisko związane z likwidacją szkód osobowych ma swój kod, za pomocą którego się porozumiewa. Są żądane „kwoty smoleńskie”, są „szyjki”, zresztą płacone często „z ryzyka”, są „szkodnicy”, „pismo siedmiodniowe”, „pismo trzydziestodniowe” itd.  Z kolei język formalnej korespondencji branżowej jest szyfrowany liczbami – jest więc klasyczne już 822, jest  446, 14 czy 16. Jest też oczywiście i osławiona szóstka. Szóstka, jest królową liczb, która przebija wszystkie inne.

W dyskusji o doradcach odszkodowawczych i ich regulacji sporo mówiło się o kwalifikacjach, ale obserwacja codziennej praktyki, czasem pozwala powątpiewać, czy typowa dysputa pomiędzy doradcą  a likwidatorem polega na sporze o interpretację prawa w kontekście ustalonych faktów. Może się wydawać, że chodzi raczej o kodowanie. Idzie roszczenie z „ 445”, w odpowiedzi na nie – „pismo siedmiodniowe”, później –  „trzydziestodniowe”. Na koniec odmowa na „szóstkę”.

Zaproszeniem do sporu o interpretację przepisów nierzadko bywa dopiero pouczenie o możliwości wytoczenia powództwa, jeżeli strona nie zgadza się z ustaleniami ubezpieczyciela, czy Funduszu. Szkoda tylko poszkodowanego.

Przykładem przerostu kodowania nad stosowaniem prawa jest praktyka odmawiania przyjęcia odpowiedzialności przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny za szkody wynikające z wypadków powstałych na skutek najechania na plamę oleju silnikowego/napędowego na drodze publicznej. I tak choćby poszkodowany, który jadąc motocyklem najedzie na taką plamę i straci panowanie nad swoim jednośladem, nie otrzyma żądanego zadośćuczynienia za szkodę na osobie, ze względu na wspomnianą już „szóstkę”.

A jak kształtują się podstawy prawne odpowiedzialności za skutki pozostawienia wspomnianej plamy, zakładając, że wyciekła ona ze stojącego przed przejściem dla pieszych samochodu?

Zakładając, że plama wyciekła ze stojącego przed przejściem dla pieszych samochodu, niewątpliwie mamy do czynienia ze szkodą wynikającą z ruchu mechanicznego środka komunikacji wprowadzanego w tenże ruch za pomocą sił przyrody. I  nie tylko dlatego, że zgodnie z art. 34 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, UFG i PBUK przez szkodę powstałą w wyniku ruchu pojazdu rozumie się także szkodę powstałą podczas zatrzymania, (gdyż w rozumieniu prawa o ruchu drogowym pojazd taki i tak znajduje się w ruchu), ale również dlatego, że jak wykoncypował Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 11 grudnia 1972 r., (I CR 550/72) ruch pojazdu można utożsamiać nie tylko z jego przemieszczeniem, ale i samą pracą silnika. Praca ta skutkuje wydzielaniem spalin, które mogą doprowadzić do zaczadzenia, ale i krążeniem oleju w silniku, który w przypadku nieszczelności może wydostawać się na zewnątrz. Ruch samochodu może więc spowodować szkodę u kierującego innym pojazdem poprzez zetknięcie się z nim  – zderzenie, ale i bez takiego zetknięcia. Jeżeli plama wynika z ruchu pojazdu, a szkoda z najechania na plamę, to skracając ten łańcuch przyczyn – szkoda wynika z ruchu pojazdu. Związek przyczynowy ma być bowiem adekwatny a nie bezpośredni. Jakkolwiek poszkodowanym jest kierujący, względem którego inny kierujący ponosi zwyczajowo odpowiedzialność na zasadzie winy (art. 436 § 2 w zw. z art. 415 k.c.), to jednak nie tym razem. Skoro nie dochodzi do zderzenia, to odpowiedzialność za szkodę wynikającą z ruchu pojazdu kształtuje się na zasadzie ryzyka (art. 436 § 1 w zw. z art. 435 § 1 k.c.). Wystarczy udowodnić, że był ruch pojazdu i że wynika z niego szkoda.

Sprawa się jednak komplikuje, bo okazuje się, że plama jest, ale podmiotu plamotwórczego brak (jest). Dziesięć lat temu poszkodowany, który doznałby szkody na osobie  w takich okolicznościach zapewne ze smutkiem mógłby przytoczyć słowa popularnej onegdaj reklamy „o plama, plama, co za pech”. Dzisiaj dzwoni do kancelarii odszkodowawczej i pyta kto mu za to zapłaci?

czytaj całość w Dzienniku Ubezpieczeniowym