Przecież poszkodowany żyje
Bartłomiej Krupa
Prezes Polskiej Izby Doradców i Pośredników Odszkodowawczych
Poszerzanie zakresu ochrony prawnej, z jakiej korzysta życie i zdrowie człowieka jest stałą tendencją w orzecznictwie powszechnym zauważalną od kilkunastu lat. Jest to zagadnienie wykraczające poza tematykę ubezpieczeń, niemniej jednak w pewnym zakresie silnie oddziaływujące na rynek ubezpieczeniowy. Każdego roku zapadają orzeczenia, które możnaby w tej dziedzinie uznać za precedensowe, jednakże poza środowiskiem akademickim nie wywołują dyskusji, chyba że… stan faktyczny będący podstawą roszczeń cechuje znaczna powtarzalność. Taki stan rzeczy występuje właśnie w odniesieniu do zdarzeń, za które odpowiedzialni są sprawcy korzystający z ochrony ubezpieczeniowej OC posiadaczy pojazdów mechanicznych. Co jest tak szczególnie znamiennego w tej grupie zdarzeń? Właśnie owa powtarzalność. Nie tylko powtarzalność stanów faktycznych, ale również w pewnym senesie podmiotów uczestniczących w sporze. Nie mam tu jednak oczywiście na myśli poszkodowanych i sprawców, lecz podmioty których interes finansowy jest bezpośrednio związany z ich sytuacją – odpowiednio kancelarii odszkodowawczych i zakładów ubezpieczeń.
O ile zatem nawet znaczący pogląd prawny może mieć doniosłe, acz jednostkowe znaczenie finansowe w sytuacji sporu nie związanego ze światem ubezpieczeń, o tyle pogląd prawny dotyczący problematyki „uwikłanej ubezpieczeniowo”, nawet jeżeli dotyczy jednostkowo kilku czy kilkudziesięciu tysięcy złotych, może przekładać się w skali rynku na setki milionów czy nawet miliardy złotych odszkodowań wypłacanych w skali całego rynku. Co więcej owe setki milionów, czy miliardy zostaną wypłacone w większości przez kilka podmiotów, stanowiąc niewątpliwą uciążliwość. Adekwatnie więc do skali strat mogą być zintensyfikowane działania mające na celu uniknięcie doprowadzenia do takiego precedensu.
Działania ochronne rozpocząć można od ignorowania, lekceważenia, czy podważania logiki roszczenia. W sytuacji wątpliwości co do tego, czy sprawę można uznać za przegraną, jest w tym może nawet jakaś logika. Przewrotna, bo mówi się, że błędem jest podejmować po raz wtóry dane działanie i zakładać, że przyniesie ono inne efekty niż dotychczas. Jeżeli więc można interpretować jakąś normę w sposób korzystny dla poszkodowanego, to doświadczenie wskazuje, że z dużym prawdopodobieństwem taką właśnie interpretację przyjmą sądy powszechne. Przykładów na taki stan rzeczy nie brakuje – możliwość dochodzenia roszczeń za szkodę na osobie wyrządzaną przez małżonka sprawcy, brak podstaw do potrącania przez ubezpieczyciela zasiłku pogrzebowego ze świadczenia na zwrot kosztów pogrzebu, itd.
Sąd Apelacyjny we Wrocławiu w wyroku z dnia 17 września 2013 roku (sygn. akt I ACa 840/13) podzielił pogląd Sądu Okręgowego we Wrocławiu, przyjmując zasadność zadośćuczynienia za krzywdę będącą następstwem naruszenia dobra osobistego powodów, w postaci prawa do życia w rodzinie. W odróżnieniu od utrwalonej linii orzeczniczej na tle stanów faktycznych, w których naruszenie tego dobra osobistego jest wynikiem śmierci członka rodziny, sprawa ta dotyczyła sytuacji będącej wynikiem utrwalonego stanu wegetatywnego. Ustalenia faktyczne sądu podjęte w oparciu o opinie biegłego zawierają konstatację, iż w sytuacji śmierci jednego z rodziców okres cierpienia i żałoby mija z czasem, zaś w przypadku małoletniego jest to stały poziom cierpienia i krzywdy emocjonalnej, który destrukcyjne wpływa na jego prawidłowy rozwój psychiczny. Sąd rozwinął tę myśl, podkreślając, że nawet jeśli do zerwania więzi z osobami bliskimi dochodzi w tak drastyczny sposób, jakim jest śmierć, to upływ czasu w tym przypadku w naturalny sposób łagodzi ból i cierpienie spowodowane stratą, zaś w przypadku „pozostawania na granicy życia i śmierci” jak ujął to Sąd Okręgowy, ból ten nie minie z czasem.
Warte uwagi są również rozważania Sądu Okręgowego w Łodzi z wyroku z dnia 17 stycznia 2013 roku (sygn. akt I Aca 840/13) wyrażone tym razem w odniesieniu do odwrotnej relacji, tj. rodzica pozbawionego możliwości wychowywania dziecka w warunkach funkcjonowania pełnej, niezakłóconej więzi emocjonalnej z dzieckiem. W warstwie prawniczej zwraca uwagę wątek bezpośredniości poszkodowania matki, doznającej krzywdy na skutek stanu zdrowia jej dziecka. Sąd przyjął, że jej szkoda nie ma charakteru pośredniego, a czynem pozwanego zostały poszkodowane dwie osoby – dziecko i matka. Analizując pogląd prawny sądu można nawet doszukać się pewnej gradacji w stosunku do krzywdy wynikającej ze śmierci dziecka. W takim przypadku dochodzi do utraty możliwości realizowania się w roli rodzica i nawiązania, czy też utrzymywania, relacji ze swoim dzieckiem. W stanie faktycznym, w którym nie dochodzi do śmierci dziecka, a stanu wegetatywnego, krzywda rodzica obejmuje również, jak przyjął sąd: „współuczestniczenie w cierpieniu syna, stałą obawę o jego stan zdrowia”, co pozwala sformułować tezę, że krzywda rodzica ma podwójny wymiar. Jakkolwiek charakter dobra osobistego, które doznaje uszczerbku w wyniku pozbawienia życia osoby bliskiej, jak i spowodowania u niej stanu wegetatywnego, jest zbliżony i koncentruje się wokół chronionego art. 18 Konstytucji RP prawa do życia w rodzinie, to jednak nie można zrównywać stanu żałoby (patologicznej lub niepatologicznej) z sytuacją osoby sprawującej codzienną opiekę nad poszkodowanym. W tym ostatnim przypadku zerwaniu więzi z osobą bliską towarzyszy często szczególne poświęcenie, a także utrata możliwości prowadzenia życia w sposób choćby zbliżony do stanu sprzed wypadku. Oceniając stan faktyczny, Sąd Okręgowy w Łodzi przyjął, że powódka podporządkowała całe swoje życie potrzebom syna i właściwie utraciła kontakt z normalnym światem. Przejawia się to w zaprzestaniu aktywności zawodowej w związku z ilością czasu, jaką zajmują czynności pielęgnacyjne, wyczerpaniem emocjonalnym, a w efekcie załamaniem relacji towarzyskich, czy rozpadem związku.
W tym kontekście może budzić kontrowersje pogląd wyrażony w „decyzji” STU Ergo Hestia S.A. o odmowie uznania tego typu roszczeń, gdzie wskazuje się, że w przypadku, w którym nie nastąpiła śmierć osoby bliskiej, zerwanie więzi nie następuje. Dość dobitnie przeczy temu teza wyroku Sądu Apelacyjnego w Gdańsku z dnia 15 lipca 2015 r. (sygn. akt I ACa 202/15), w którym przyznano zadośćuczynienie za naruszenie dobra osobistego człowieka w postaci więzi rodzicielskiej na skutek stałego i uporczywego utrudniania mu kontaktu z córkami przez ich matkę, z którą był w trakcie rozwodu. Obie córki stron sporu były dziećmi uzdolnionymi, otrzymywały nagrody i wyróżnienia za wyniki w nauce, a jednocześnie, ze względu na uwikłanie w konflikt lojalnościowy oraz negatywny stosunek emocjonalny, odmawiały utrzymywania stosunków z ojcem. Należy więc zauważyć, że bezprawne naruszenie dobra osobistego w postaci prawa do utrzymywania więzi rodzinnej jest uniezależnione od stanu świadomości, czy też oceny stanu rzeczy przez osoby, z którymi taki kontakt bezprawnie wyłączono. Jakkolwiek bowiem więź taka ma charakter obustronny, to przedmiotem sporu jest to, czy jej realizacja przez jedną ze stron nie została naruszona działaniem lub zaniechaniem osoby trzeciej.
Takie spostrzeżenie wymaga powrotu do analizy stanowiska ubezpieczyciela, stwierdzającego, iż „nie można mówić, że z osobą po urazie czaszkowo mózgowym, która żyje nastąpiło zerwanie więzi osobistych i emocjonalnych (…). Żadne badania medyczne do chwili obecnej nie dowiodły, że osoby w stanie takim jak (poszkodowany) nie odczuwają bodźców czy emocji. Wręcz przeciwnie, badania dowodzą, że osoby takie czują bliskość, miłość, troskę i inne emocje. Gdyby tak nie było, to żądanie zadośćuczynień z art. 445 k.c. dla takich osób byłoby pozbawione podstaw, bo osoby takie nie czułyby, że dostają zadośćuczynienie. Stąd nie można tu przyjąć, że nastąpiła utrata więzi rodzinnych, wręcz przeciwnie te więzi, z uwagi na stan (poszkodowanego) powinny być jeszcze głębsze i bardziej pielęgnowane, co może w przyszłości zaowocować poprawą jego stanu”. Tak zbudowana argumentacja opiera się na zasadniczym nieporozumieniu, jakim jest analiza stanu emocjonalnego osoby, która uczestniczyła w wypadku komunikacyjnym. Tymczasem w sprawach tego rodzaju istotny jest stan emocjonalny osoby, która twierdzi, że odczuwa krzywdę na skutek następstw zachowania sprawcy szkody.
Istota naruszenia dóbr osobistych polega na negatywnych przeżyciach psychicznych w związku z ingerencją w podstawowe wartości aksjologicznie związane z osobą ludzką, konsekwencją których jest poczucie krzywdy uzasadniające przyznanie rekompensaty pieniężnej. (Wyrok Sądu Apelacyjnego w Krakowie z dnia 13 sierpnia 2015 r., sygn. akt.I ACa 618/15)
Nie negując faktu, że poszkodowani w śpiączce mogą słyszeć głos swoich bliskich jasnym jest, że bliscy nie słyszą ich głosu. Nie negując faktu, że mogą być obiektem troski, jasnym jest, że nie mogą jej sami w sposób czynny okazywać. Cywilistycznie rzecz ujmując, taka relacja rodzinna z realizowanej jako zobowiązanie wzajemne, staje się jednostronnym. Co więcej, nadwątlenie swoistej „emocjonalnej ekwiwalentności” jest tym większe, że osoba w stanie wegetatywnym nie tylko nie jest w stanie nadać zewnętrznego wyrazu swoim uczuciom do bliskiego członka rodziny, wesprzeć go w trudnych sytuacjach, czy dzielić z nim troski, ale jednocześnie sama z naturalnych względów potrzebuje takiej troski, wsparcia i zainteresowania wyjątkowo wiele. Tak czy inaczej, sam fakt podjęcia próby merytorycznej polemiki przez sopockiego ubezpieczyciela zasługuje jednak na uznanie, na tle przeważających poglądów, które można sprowadzić do pytania: „O co wam chodzi, przecież poszkodowany żyje?”.
Rozwój orzecznictwa w tym przedmiocie będzie wyznaczał prawdopodobnie jedną z istotniejszych tendencji na najbliższe lata w likwidacji szkód osobowych. Jest to zagadnienie wprost wskazujące nieadekwatność tabelaryzacji do oceny krzywdy powstającej na tle szkód osobowych. W mojej ocenie będzie to skutkowało ponadprzeciętną determinacją ubezpieczycieli do negacji zasadności zadośćuczynienia za krzywdę wynikającą z naruszenia więzi rodzinnych z osobą pozostającą w śpiączce czy stanie wegetatywnym. Należy się spodziewać toczonych niemal za każdym razem w dwóch instancjach spraw sądowych, powstania rozbieżności w orzecznictwie (już właściwie powstały), a finalnie – poglądu prawnego Sadu Najwyższego.
Jest jasne, że każda ze stron ma ugruntowany pogląd i będzie go broniła jak twierdzy. Podobnie było zresztą w przypadku roszczeń związanych ze śmiercią przed 3 sierpnia 2008 roku opartych o tę samą podstawę prawną, tj. art. 448 k.c. Jest jednak zasadnicza różnica w stosunku do tamtej sytuacji. Obecnie ubezpieczyciele mogli i powinni byli już odrobić lekcję z podstawowego przedmiotu swojej działalności – oceny ryzyka. Kosztowny dla ubezpieczycieli trend orzeczniczy jest zdarzeniem przyszłym niepewnym. O prawdopodobieństwie jego wystąpienia w jakimś stopniu można wnioskować, z dotychczasowej szkodowości w takich zjawiskach. Oczywiście można mieć nadzieję, że owa szkoda nie wystąpi i nie kalkulować już teraz na jej podstawie składek. O ile mi jednak wiadomo, ubezpieczenia nie polegają na nadziei, a właśnie szacowaniu ryzyka.