W sektorze ubezpieczeniowym w ostatnim czasie jednym z istotniejszych wydarzeń skupiających uwagę branży było uchwalenie przez Sejm nowelizacji ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych UFG i PBUK (dalej: ustawa). Obok podstawowego problemu podwójnego OC, udało się przy tej okazji dokonać kilku korekt. Począwszy od oczywistych wpadek legislacyjnych, jakie wynikały z odesłania w art. 110 ustawy do art. 98 ust. 1 pkt 2 dzięki czemu, literalnie rzecz ujmując, w oparciu o samą ustawę Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny powinien regersować wyłącznie niezidentyfikowanych sprawców, poprzez doprecyzowanie zakresu odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń, kończąc na kwestiach prozaicznych, jak udostępnianie dokumentacji przez wspomniany Fundusz.
W tym ostatnim obszarze brak jednoznacznej regulacji stanowił istotne ograniczenie uprawnień osób występujących z roszczeniami do Funduszu, powodując nieuzasadnione zróżnicowanie ochrony prawnej. O ile bowiem w przypadku odpowiedzialności zakładu ubezpieczeń poszkodowany miał możliwość weryfikacji podstaw ustaleń faktycznych poprzez wgląd w dokumenty, o tyle gdy dysponentem takich dokumentów stawał się Fundusz, droga do nich okazywała się zamknięta. Wynika to z faktu, że art. 14 ust. 5 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych UFG i PBUK, regulujący obowiązek udostępniania dokumentacji, jako podmiot, na którym taki obowiązek ciąży, wskazuje wyłącznie zakład ubezpieczeń, którym jak wiadomo Fundusz nie jest.
Obok licznych problemów, które nowelizacja rozwiązuje, istnieją jednak inne, niemniej palące, które pozostały poza zainteresowaniem ustawodawcy, choć nie powinny. Pomijając subiektywne odczucie potrzeby regulacji prawnej w każdej sytuacji, w której domagałoby się tego wyrównywanie pozycji stron stosunku prawnego, wywód zostanie ograniczony do jednej kwestii. Wydaje się ona o tyle istotna, że zaniechanie legislacyjne jest w tym przypadku nie tylko przyczyną narażania osób poszkodowanych na mitręgę i uczestnictwo w bezprzedmiotowym sporze zakładu ubezpieczeń z Funduszem, ale jednocześnie stanowi naruszenie prawa unijnego.
Zgodnie z art. 4 III Dyrektywy Rady (90/232/EWG) z dnia 14 maja 1990 r. w sprawie zbliżenia ustawodawstw Państw Członkowskich odnoszących się do ubezpieczenia w zakresie odpowiedzialności cywilnej za szkody powstałe w związku z ruchem pojazdów mechanicznych (Dz.U.UE L z dnia 19 maja 1990 r.) w przypadku sporu między organem, określonym w art. 1 ust. 4 dyrektywy 84/5/EWG i ubezpieczycielem udzielającym ochrony w zakresie odpowiedzialności cywilnej, dotyczącego ustalenia, który z nich musi wypłacić odszkodowanie osobie poszkodowanej, Państwa Członkowskie podejmą właściwe środki, w celu wyznaczenia jednej z tych stron jako odpowiedzialnej w pierwszej kolejności za niezwłoczne wypłacenie odszkodowania osobie poszkodowanej. Wyjaśniając należałoby dodać, że organem, określonym w art. 1 ust. 4 dyrektywy 84/5/EWG jest instytucja mająca za zadanie wypłacanie odszkodowań, co najmniej w granicach obowiązkowego ubezpieczenia, za szkody majątkowe lub szkody na osobie spowodowane przez nieustalony pojazd lub pojazd, w stosunku do którego nie spełniono obowiązku ubezpieczenia, czyli w przypadku Polski – Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Drugie, niemniej istotne wyjaśnienie – Polska jako kraj członkowski UE nie podjęła od chwili wejścia do Unii właściwych środków, o których mowa w dyrektywie.
Skutki opisywanej pustki legislacyjnej dotyczą pojawiających się w praktyce nierzadko negatywnych sporów kompetencyjnych UFG i zakładu ubezpieczeń. W tym kontekście należy przeanalizować sytuację prawną pasażera pojazdu, który uczestniczy w zderzeniu dwóch pojazdów, z których tylko jeden zostaje ustalony, a drugi z kierujących zbiega z miejsca zdarzenia i pozostaje nieustalony. Dla pełnej klarowności przyjmijmy, że sprawcą sytuacji wypadkowej był kierujący, który się oddalił. W takiej sytuacji poszkodowany (kolejne założenie upraszczające – nie będący współwłaścicielem pojazdu, ani nie przewożony z grzeczności) może zgłosić swoje roszczenie do znanego posiadacza pojazdu, wszak ten odpowiada względem niego zgodnie z art. 435 k.c. w zw. z 436 k.c. na zasadzie ryzyka. Zakład ubezpieczeń nawet jeżeli sprawstwo zdarzenia, jak przyjęto, jest w pełni klarowne, nie może uchylić się od odpowiedzialności, powołując się na przesłankę egzoneracyjną – powstania szkody wyłącznie z winy osoby trzeciej – nieustalonego kierującego drugim pojazdem. Zgodnie z utrwalonym orzecznictwem uchylenie się od odpowiedzialności wymaga identyfikacji osoby trzeciej. „Bez takiej bowiem identyfikacji nie będzie z reguły możliwe ustalenie w sposób pewny, czy dana osoba jest rzeczywiście «trzecią» w rozumieniu powyższego przepisu i jego przyjętej wykładni, tj. czy chodzi o osobę, za którą przedsiębiorstwo nie odpowiada z jakiejkolwiek podstawy lub pozostającą całkowicie poza jego ruchem. Nie będzie też możliwe przypisanie w sposób nie budzący wątpliwości osobie nie zidentyfikowanej winy, a to z uwagi na niemożność ustalenia, czy nie zachodzi przypadek niepoczytalności (art. 425 kc) lub nie odpowiedzialności ze względu na wiek (art. 426 kc).” (Wyrok Sądu Najwyższego – Izba Cywilna i Administracyjna z dnia 8 listopada 1988 r., II CR 315/88). Wobec powyższego, odpowiedzialność ubezpieczyciela w analizowanej sytuacji nie budzi wątpliwości.
Poczucie sprawiedliwości, niechęć przerywania bezszkodowego przebiegu ubezpieczenia, czy choćby nawet kaprys mogą jednak spowodować, że pasażer nie będzie chciał dochodzić naprawienia szkody od niewinnego kierowcy i jego ubezpieczyciela, lecz od faktycznego sprawcy. Jest z tym pewien problem, gdyż ten pozostaje nieustalony, a jak wynika z art. 98 ust 1 pkt 1 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych w takiej właśnie sytuacji można zgłosić roszczenia do Funduszu. Fundusz odpowiada w okolicznościach uzasadniających odpowiedzialność cywilną kierującego, który zbiegł. W opisywanej sytuacji, zgodnie z art. 435 k.c. w zw. z 436 k.c., podobnie jak kierujący, z którym podróżował pasażer odpowiada on względem tego pasażera na zasadzie ryzyka.
Dla dokonania pełnej analizy sytuacji prawnej poszkodowanego pasażera należy tylko dodać, że zgodnie z art. 441 § 1 k.c., jeżeli kilka osób ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną czynem niedozwolonym, ich odpowiedzialność jest solidarna. W tym świetle pozycja pasażera wydaje się w pełni bezpieczna, gdyż może zgłosić roszczenia do jednego z dwóch podmiotów, a nawet do obu z nich łącznie – ubezpieczyciela i UFG i ma zagwarantowane ich zaspokojenie.
W praktyce jeżeli odpowiadają wszyscy – nie odpowiada nikt. Fundusz, który otrzymuje w takiej sytuacji akta szkody od ubezpieczyciela, za pośrednictwem którego zgłoszono roszczenia wskazuje, że skoro kierujący zbiegł z miejsca zdarzenia, nie można udowodnić jego winy. Jakkolwiek ten fakt niełatwo negować, Fundusz wyciąga z niego zbyt daleko idące skutki. Mianowicie niemożliwość przeprowadzenia egzoneracji ustalonego kierowcy nie wpływa na to, że istnieje jeszcze odpowiedzialność kierowcy nieustalonego, a wina jego jest dla sprawy obojętna, gdyż jak wspominano odpowiada na zasadzie ryzyka. Fundusz jednak jako dłużnik solidarny zdaje się nie wnikać aż tak głęboko i wchodzi w obszary wykładni funkcjonalnej. W uzasadnieniach rozstrzygnięć można przeczytać, że „UFG jest instytucją utworzoną w celu ochrony interesów osób poszkodowanych w sytuacjach, kiedy nie mogą oni pozyskać odszkodowania z innego źródła w szkodach spowodowanych przez osoby nieubezpieczone lub niezidentyfikowane”. Ustawa o ubezpieczeniach obowiązkowych wyraźnie jednak wskazuje, że UFG jest instytucją wykonującą zadania określone w ustawie, a jednym z tych zadań jest wypłacanie odszkodowań za szkody spowodowane przez nieustalonych sprawców. Tam gdzie ustawodawca chciał ograniczyć odpowiedzialność Funduszu uczynił to wprost w art. 106 wspomnianej ustawy i nie ma podstaw do stosowania dalej idących założeń pozbawionych podłoża normatywnego.
Fundusz przekonany o swej racji, przesyła więc akta do zakładu ubezpieczeń „zgodnie z kompetencjami”. Z kolei zakład ubezpieczeń zazwyczaj powołuje się na okoliczności faktyczne i fakt, że przecież sprawcą wypadku był nieustalony kierujący, a nie ich ubezpieczony. Zakład ubezpieczeń nie przyjmuje przy tym do wiadomości, że nie może skutecznie przeprowadzić egzoneracji. Akta więc ponownie są przesyłane „zgodnie z kompetencjami”. Taka wymiana może toczyć się tygodniami, a nawet miesiącami i nierzadko przerwanie jej wymaga wytoczenia powództwa na drodze sądowej.
Obiektywizm wymaga jednak wskazania, że zdarzają się takie sytuacje, w których Fundusz po otrzymaniu po raz kolejny akt szkody „kierując się dobrem osoby uprawnionej i zasadami współżycia społecznego” dokonuje wypłaty, stanowczo jednak zastrzegając brak swojej odpowiedzialności. Tu pojawia się problem – albo roszczenie jest zasadne w kontekście art. 98 ust. 1 pkt 1 ustawy i powinno być zaspokojone w terminie 30 dni, a podjęcie takiej decyzji po upływie kilku miesięcy naraża Fundusz na obowiązek zapłaty odsetek ustawowych, albo roszczenie zasadne nie jest i realizacja celu, nawet tak słusznego jak ochrona dobra osoby poszkodowanej, naraża na zarzut niegospodarności.
W opisywanej sytuacji dochodzi do podwójnego pokrzywdzenia – najpierw poprzez udział w wypadku komunikacyjnym, a następnie poprzez konieczność nieuzasadnionego oczekiwania na oczywiście należne odszkodowanie. Zakład ubezpieczeń twierdzi, że wypłacić powinien Fundusz, Fundusz – że zakład ubezpieczeń, a widząc jak długo trzeba było czekać na poprawki w ustawie o ubezpieczeniach obowiązkowych, na kolejną okazję do wdrożenia dyrektywy przyjdzie nam poczekać.
Jako puentę wypada zacytować Reja i to nie w jego najbardziej ubezpieczeniowym wydaniu o mądrości po szkodzie:
„Ksiądz pana wini, pan księdza,
A nam prostym zewsząd nędza.”