Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny zatracił istotę swojej działalności, Bartłomiej Krupa, Dziennik Ubezpieczeniowy 04.01.2013

Przejście Magdaleny Barcickiej do kancelarii odszkodowawczej zostało skomentowane przez redakcję Dziennika Ubezpieczeniowego jako powód do trwogi ubezpieczycieli. Jestem jednak zdania, że bardziej od ubezpieczycieli może obwiać się nadchodzącego roku Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Nie tyle ze względu na fakt, że przez lata Magdalena Barcicka była jego twarzą i budowała jego merytoryczny wizerunek. Ten brak jest oczywiście zauważalny, zwłaszcza, że przez te lata to prezes Barcicka kształtowała likwidacyjną doktrynę Funduszu, mocno zresztą zachowawczą w relacjach z pełnomocnikami poszkodowanych. Być może spojrzenie na te same problemy z drugiej strony pozwoli na zweryfikowanie niektórych poglądów. Życząc Magdalenie Barcickiej sukcesów w reprezentacji poszkodowanych liczę osobiście, że będzie dokładała swoje kamyczki do ogródka i to nie tylko odszkodowawczego, ale przede wszystkim – ubezpieczeniowego i w ten sposób uczestniczyła w jego ewolucji, gdyż rewolucji trudno się spodziewać.  Nie to, żebym nie doceniał doświadczenia i znajomości tematu u Wspomnianej, a ze względu na to, że w aktualnych realiach nie liczy się racja tylko determinacja.

Najlepszym potwierdzeniem tej tezy jest właśnie Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, który strzeże jak bastionów obszarów, w których uchyla się od odpowiedzialności.

Pierwszym z nich jest uchylanie się od odpowiedzialności w przypadku roszczeń pasażera, którego szkodę osobową spowodował nieustalony kierujący, a który zdaniem Funduszu powinien dochodzić roszczeń, od ustalonego kierującego, z którym podróżował ów poszkodowany. Sprawa banalna, a jednak stale się powtarza i stale Fundusz przepycha się aktami z coraz to innymi ubezpieczycielami, podczas gdy poszkodowany może właśnie UFG wybrać sobie na dłużnika solidarnego, być może mamiony hasłem Funduszu, który twierdzi, że chroni poszkodowanych. Najwyraźniej nie wszystkich. Można użyć nawet najbardziej racjonalnej argumentacji, można nawet obśmiać ową praktykę, a bez sądu Fundusz zazwyczaj się nie złamie. Przynajmniej tak długo jak długo nie zostanie implementowany art. 11 dyrektywy komunikacyjnej. Wynika z niego , że w przypadku sporu między organem odszkodowawczym i ubezpieczycielem udzielającym ochrony w zakresie odpowiedzialności cywilnej, dotyczącego ustalenia, który z nich musi wypłacić odszkodowanie osobie poszkodowanej, państwa członkowskie podejmują właściwe środki w celu wyznaczenia jednej z tych stron jako odpowiedzialnej w pierwszej kolejności za niezwłoczne wypłacenie odszkodowania osobie poszkodowanej. Skoro ustawodawca nie kwapi się do wdrożenia prawa, to dlaczegóż powołany ustawą organ miałby się kwapić do jego respektowania?

Druga kwestia oddająca nastawienie Funduszu do poszkodowanych to powoływanie się na zarzut przedawnienia w sprawach, w których czyn powodujący szkodę wyczerpuje znamiona 178 k.k., a w których upłynęło więcej niż 3 lata od jego popełnienia. Słuszny niewątpliwie wniosek Rzecznika Ubezpieczonych o wyraźne wpisanie 20 letniego terminu przedawnienia w toku prac nad nowelą ustawy o ubezpieczaniach obowiązkowych został zmodyfikowany w taki sposób, że w istocie pozbawiono go sensu i Fundusz wciąż odmawia wypłat tym, którzy mieli potrójnego pecha: 1. Ktoś ich potrącił, 2. Sprawca uciekł nie udzielając im pomocy, często pewnie ze względu na swoją nietrzeźwość, 3. Ich roszczenia powinien zaspokoić Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny, o którego istnieniu nie wiedzą. Kończy się to odmową i nawet nie ma sensu polemizować z tą decyzją, bo nie wynika ona z przyjętej polityki realizacji celu, jakim jest podobno ochrona poszkodowanych.

Cóż pozostaje – sądzić się i to z determinacją, bo należy liczyć się z determinacją po drugiej stronie – Fundusz zapewne w obronie kolejnego bastionu będzie skłonny apelować. Tak też było w przypadku szesnastoletniego rowerzysty, który w roku 1998 został potrącony przez nieustalonego kierującego, na skutek czego doznał (proszę wybaczyć obszerne wyliczenie) urazu wielonarządowego, urazu czaszkowo-mózgowego, ostrego wodniaka podtwardówkowego prawej i lewej półkuli mózgu,  krwiaka nadtwardówkowego lewej półkuli mózgu, stłuczenia i obrzęku mózgu, wieloodłamowego złamania kręgu C5 oraz złamania trzonu C3 i C4, złamania obu kości goleni, infekcji układu moczowego. Pozwany Fundusz (dla przypomnienia to ten, który chroni poszkodowanych)  nie kwestionując zasady odpowiedzialności podniósł zarzut przedawnienia, który Sąd Okręgowy w Lublinie uznał za niezasadny. Wobec tego Fundusz złożył apelację obszernie argumentując m.in. o naruszeniu art. 442 k.c. oraz 442(1) k.c. Sąd Apelacyjny w Lublinie w wyroku z dnia 15 listopada 2012 r. (sygn. akt I ACa 527/12) uznając za prawidłowe zastosowanie 20-letniego przedawnienia roszczeń względem Funduszu stwierdził m.in.: „Fakt niewykrycia sprawcy nie może wyłączać możliwości ustalenia, że zdarzenie wywołujące szkodę jest przestępstwem. (…) Podzielenie tego poglądu bowiem byłoby równoznaczne z ograniczeniem a wręcz zanegowaniem istoty odpowiedzialności pozwanego Funduszu(…).  Instytucja Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego została powołana wyłącznie w interesie osób poszkodowanych, którym mimo istnienia systemu ubezpieczeń obowiązkowych nie przysługuje odszkodowanie od zakładu ubezpieczeń. Przyjęcie argumentacji skarżącego (Funduszu, tego, który chroni poszkodowanych – B.K.) sprzeciwiałoby się charakterowi odpowiedzialności Funduszu. Ponadto ofiary wypadków, w których sprawca zbiegł z miejsca wypadku, byłyby dyskryminowane tylko z tego powodu, że nie ustalono tożsamości sprawcy.

Trudno o większą satysfakcję zawodową niż odczytywanie takiego wyroku po kilku latach walki, nawet jeżeli na następny dzień otrzyma się decyzję opartą o taką samą, zanegowaną przez Sąd Apelacyjny argumentację. I jak najwięcej takiej satysfakcji życzę Pani Magdalenie Barcickiej w naszej branży, w której chronimy poszkodowanych.