Oddziaływanie na rynek ubezpieczeniowy wniosku Rzecznika Ubezpieczonych dotyczącego możliwości zastosowania 20-letniego terminu dla roszczeń skierowanych do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego będzie prawdopodobnie najmniejsze z całej serii pytań prawnych, które w ostatnich latach skierował do Sądu Najwyższego ten organ. Po pierwsze dlatego, że dotyczy odpowiedzialności tylko i wyłącznie jednego podmiotu, a więc treść uchwały pozostanie praktycznie obojętna dla większości rynku – nieznacznie odczuwalnym skutkiem pozytywnej odpowiedzi Sądu może być konieczność likwidacji szkód na rzecz Funduszu, które w obecnym stanie nie są zgłaszane lub już spotkały się z odmową. Po drugie – wymiar finansowy zagadnienia nie może równać się w żadnej mierze z zagadnieniami wywołującymi skutki na skalę tak dużą, jak odmowa pokrycia kosztów najmu pojazdu zastępczego, czy ograniczanie odszkodowań za części niezbędne do naprawy samochodu. A jednak jestem głęboko przekonany, że właśnie to obecne działanie najgłębiej wypełnia rolę ombudsmana ubezpieczeniowego. Wniosek ten, w mojej ocenie, ze względów pozaekonomicznych jest ważniejszy niż jakikolwiek inny, gdyż stawia kontrę zjawisku, które można by nazwać naruszaniem prawa, ale lepiej jego istotę oddaje sformułowanie „niesprawiedliwość”.
Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny – instytucja, która została powołana w celu wyrównania ochrony poszkodowanych przez osoby zasługujące na szczególne napiętnowanie – kierowców nieubezpieczonych lub pozostawiających ofiary bez pomocy, znalazła prawne uzasadnienie, aby potraktować tych poszkodowanych gorzej, niż gdyby zostali pokrzywdzeni w sytuacjach nie zasługujących na aż tak skrajne oceny. Przewrotność tej postawy budzi sprzeciw zarówno ze względu na prymitywizm prawniczy, jak i, przede wszystkim, odejście od realizacji powierzonych celów tak daleko, że hasło „chronimy poszkodowanych” brzmi jak cyniczny frazes.
Prymitywizm prawniczy w mojej ocenie przejawia się w zastosowaniu konstrukcji prawnej w całości oderwanej od istoty Funduszu. Fundusz bowiem w swej argumentacji podkreśla, że dla zastosowania 20-letniego terminu przedawnienia niezbędne jest wykazanie winy kierującego, ta bowiem jest niezbędnym elementem przestępstwa. Konsekwentne zastosowanie takiego wymogu nakazywałoby Funduszowi odmawiać zaspokojenia roszczeń w każdej sytuacji, w której sprawca zbiegł i nie został ustalony, a jego odpowiedzialność kształtowała się na zasadzie winy. W praktyce uniemożliwiałoby to dochodzenie roszczeń kierowcom uczestniczących w wypadku z nieustalonym sprawcą, gdyż w razie zderzenia ich odpowiedzialność opiera na zasadzie winy. Innym wątpliwym zabiegiem jest karkołomna żonglerka ciężarem dowodu i stosowanie zasad postępowania karnego w postępowaniu cywilnym. Fundusz oczekuje, że to poszkodowany znajdzie dowody na możliwość ponoszenia winy przez nieustalonego sprawcę, co w praktyce miałoby się sprowadzać do wykazania jego pełnoletniości i poczytalności. Czy doświadczenie życiowe podpowiada, że najczęściej z miejsca wypadku uciekają dwunastolatkowie i osoby niepoczytalne? Oczywiście nie – można zaryzykować tezę, że najczęściej obok chęci uniknięcia odpowiedzialności w grę może wchodzić jazda pod wpływem alkoholu i bez uprawnień, a więc zachowania zawinione w najwyższym stopniu.
Przewrotność postępowania Funduszu sprowadza się do wykorzystywania niskiego stanu świadomości prawnej przeciwko tym, którym Fundusz służyć powinien. Kilka lat temu Fundusz publikował badania, z których wynikało, że zaledwie 21% respondentów wiedziało, iż to właśnie UFG wypłaca odszkodowania w przypadku nieustalenia sprawcy. Jeżeli osoby najciężej poszkodowane nie zgłaszają przez wiele lat roszczeń, to nie dlatego, że im się nie chce, a dlatego, że nie zdają sobie sprawy, że jakakolwiek pomoc im się należy. Schemat myślowy jest następujący: sprawca uciekł, więc nic mi nie zapłaci. Co więcej, dla nieprofesjonalisty odmowne stanowisko Funduszu podparte argumentacją prawną mogłoby wydawać się prawidłowe. I tak, wdowa która straciła 5 lat temu męża w wypadku, a którego sprawca uciekł i nie został ustalony, otrzymując odmowę od Funduszu mogłaby pomyśleć: żyjemy w państwie, w którym nie ma sprawiedliwości. Jej męża zapewne zabił jakiś pijak za kierownicą, więc nie dostanie żadnej pomocy, bo za późno się po nią zgłosiła. Gdyby wypadek spowodował ktoś porządniejszy, kto wezwałby pomoc i pozostał na miejscu zdarzenia, może udałoby się uratować poszkodowanego, a w najgorszym przypadku otrzymałaby odszkodowanie od ubezpieczyciela sprawcy, nawet gdyby zgłosiła się po nie w tym samym czasie. Jeśli w demokratycznym państwie prawnym równość wobec prawa należy do podstawowych standardów, to rolą Rzecznika Ubezpieczonych jest stać na straży takich właśnie podstaw porządku prawnego.
Wniosek Rzecznika Ubezpieczonych złożony w tym właśnie momencie jest tym bardziej doniosły, że orzecznictwo Sądu Najwyższego jednoznacznie otworzyło możliwość dochodzenia roszczeń na podstawie artykułu 448 k.c. za wypadki ze skutkiem śmiertelnym sprzed 3 sierpnia 2008 roku, a więc w myśl aktualnej doktryny Funduszu – przedawnione.
Działanie Rzecznika zasługuje na szacunek z jeszcze jednego względu. Podczas prac nad nowelizacją ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych, UFG i PBUK przedstawiciele Biura Rzecznika zgłaszali postulat wyrażenia expressis verbis w ustawie 20 letniego terminu przedawniania. W toku prac legislacyjnych propozycja została jednak okaleczona, przybierając ostatecznie kształt aktualnie obowiązującego art. 109a ustawy. Sformułowanie wniosku w tej sprawie to przykład determinacji i bezkompromisowości, jakiej można by życzyć również innym instytucjom chroniącym konsumentów, którzy bywają poszkodowanymi i poszkodowanych, którzy są konsumentami.